HISTORIA PIÓREM PISANA

        W kilka miesięcy po zakupie Zastavy zaplanowaliśmy naszą pierwszą dłuższą podróż. Były wakacje, a my chcieliśmy spędzić je w Beskidzie Żywieckim u rodziców Oli. Termin naszego przyjazdu był rodzicom znany, dlatego wymyśliliśmy że zrobimy im niespodziankę naszym wcześniejszym przybyciem. W dzień naszego wyjazdu pogoda była słoneczna natomiast my mieliśmy małe obawy co do tego czy uda nam się dojechać na miejsce. W drogę wyruszyliśmy około południa, trasa była na ogół przejezdna, aż do momentu kiedy w okolicach Czechowic Dziedzic nie wpadliśmy w gigantyczny korek. Jazda w stylu „stop and go” była koszmarna, upał, brak odpowiedniej wentylacji, na dodatek co chwila włączał się wentylator chłodnicy – głowa pękała. Po jakieś chwili załamania spojrzałem na zegary i się naprawdę wystraszyłem, co chwila migała kontrolka ciśnienia oleju. Nie wiedziałem co robić, po chwili ujrzałem stacje benzynową na którą zresztą zjechałem. Nogi miałem już jak z waty i czułem się tak jakoś nieswojo. Brakowało mi wówczas jakiejkolwiek wiedzy z dziedziny mechaniki samochodowej. Jedyne co przychodziło mi wtedy do głowy to sprawdzić poziom oleju w silniku. Bagnet wskazywał poziom oleju nieco poniżej minimum, toteż od razu kupiłem odpowiedni olej. Po wlaniu do silnika ostatniej kropli miałem taką cichą nadzieje że wszystko będzie już w porządku. Siadam sobie wygodnie za kierownicą, przekręcam kluczyk, odpala... kontrolka nadal się świeci, ale myślę sobie, trochę silnik popracuje i światełko zgaśnie. Otóż nic bardziej mylnego, jak na złość kontrolka dalej się świeci, wyłączyłem silnik i wysiadłem z samochodu. Zerknąłem pod spód silnika czy aby czasem olej nie wycieka z jakiejś dziury. I nic, wszystko w porządku... Postanowiłem poszukać w okolicy jakiegoś warsztatu samochodowego by tam ewentualnie zaholować Zastavę i ją potem naprawić. Jak na ironie w promieniu 2 kilometrów nie było prawie żadnego warsztatu, a te które były, z powodu święta były nieczynne. Zrezygnowany wróciłem do samochodu. Siedzieliśmy tak przez chwilę bezradnie, poczym zdecydowaliśmy się zadzwonić do rodziców Oli w nadziei, że nam pomogą. Jej tato był nieco zdziwiony naszym telefonem, i nie bardzo wiedział co zrobić. Pierwsza myśl jaka przyszła mu do głowy to sprawdzenie styków na czujniku ciśnienia oleju, te po sprawdzeniu były jednak w znakomitym stanie. Potem przez głowę ojca przeszła myśl o uszkodzonej pompie olejowej, ale szybko ją odrzucił bo wydawała mu się mało prawdopodobna. W obliczu takiej sytuacji był bezradny, powiedział że zasięgnie jeszcze rady zaprzyjaźnionego mechanika i zaraz do nas oddzwoni. Nastało kilka chwil ciszy. Dzwonek telefonu był dla nas jak zbawienie. Tato powiedział że niebawem zjawi się z mechanikiem i zobaczą co da się zrobić. Przez te kilkadziesiąt minut jakie spędziliśmy na czekaniu, przychodziły nam przeróżne myśli do głowy. Zastanawialiśmy się co zrobimy jak Zośki nie da się naprawić i będzie musiała zostać na stacji, czy wartało by ją holować do Żywca czy raczej do Katowic? Czy aby na pewno wszystko dokładnie sprawdziliśmy? To było naprawdę niesamowite. Potem, po przeanalizowaniu wszystkich możliwych wariantów zaczęliśmy wypatrywać taty. Każdy czerwony samochód wydawał się być tym właściwym. Byliśmy tak skoncentrowani na „wypatrywaniu” że nie zorientowaliśmy się nawet, kiedy podjechał ojciec wraz z mechanikiem. Ów fachowiec pierwsze co zrobił to zachwycił się naszym samochodem, po krótkich wyjaśnieniach przeszliśmy do meritum. Kazał odpalić silnik, chwilę go posłuchał i pokazał kciukiem że wszystko jest ok. Zdziwiony wysiadłem z samochodu i zapytałem się dlaczego ta kontrolka nadal się świeci skoro wszystko jest w porządku? Wyjaśnił mi że czujnik ciśnienia oleju się zawiesił i trzeba go wymienić, a póki co można kontynuować jazdę.


       Byłem wściekły na siebie że z powodu takiej niby błahostki zepsuliśmy rodzicą niespodziankę i na dodatek straciliśmy parę cennych godzin. Miałem wtedy ochotę zasadzić Zośce takiego porządnego kopa, ale nie miałem do tego sumienia.


       Po dotarciu na miejsce i ochłonięciu z pierwszych emocji cała ta sytuacja zaczęła nam wydawać się nieco zabawna. Nazajutrz nasza Zastava stała już na kanale u „naszego” mechanika, poza wymianą czujnika dokonał też standardowej regulacji silnika, tak po swojemu, „na słuch”. Musze przyznać że jeszcze długo potem samochód spisywał się bez zarzutu. 


       Od tej pory, za każdym razem gdy jedziemy do Żywca i mijamy tę stację to albo z obawą patrzymy na kontrolkę ciśnienia oleju albo z delikatnym uśmieszkiem na twarzy mówimy do siebie „pamiętasz tę stacje”...

Katowice dn. 27.01.2002
Bartek Sikowski

powrót do listy tematów


Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie materiałów znajdujących się w tym serwisie bez zgody autora jest zabronione.

Serwis najlepiej oglądać przy użyciu przeglądarki Internet Explorer 6.0 lub lepszej.

Serwis istnieje od 15 września 2000 roku.

Korzystamy ze standardu ISO-8859-2.