HISTORIA PIÓREM PISANA |
I
oto powolnymi krokami zbliżał się termin kolejnego, siódmego już
klubowego a naszego drugiego zlotu. Nasze przygotowania do niego były już
praktycznie zakończone a atmosfera podekscytowania wyczuwalna była w
powietrzu. Dzień naszego wyjazdu ustalony był na piątkowe popołudnie.
Piątkowy poranek bardzo nas rozczarował swą deszczową pogodą,
jednak popołudnie przywitało nas promieniami słońca. Naszą podróż
rozpoczęliśmy około godziny szesnastej. Większość trasy przebiegała
bez jakichkolwiek zakłóceń w ruchu drogowym co pozwalało nam cieszyć
się chwilą obecną oraz atmosferą zlotu. Zbliżając się już do Częstochowy
raz po razie utykaliśmy w mniejszych korkach. Za każdym razem obawialiśmy
się że może to być blokada policyjna z powodu trwającego wtedy w
stolicy szczytu gospodarczego. Najgorsze było jednak przed nami. Zaraz
przed Częstochową wpadliśmy w gigantyczny korek ciągnący się aż
poza miasto. Jazda była
okropna, w stylu „stop and go” a do tego smród spalin
wydobywający się ze stojących obok nas tirów czy ciężarówek. Po
ponad godzinie udało nam się wreszcie wyjechać poza tereny centrum i
dalej mogliśmy się znów cieszyć nieprzerwaną jazdą. Zastavka bardzo
dobrze się spisywała, średnia nasza prędkość wynosiła 90 km/h. Po
drodze widzieliśmy najpierw stojącą a później jadące dwie bardzo
liczne kolumny policyjnych radiowozów wracających z obsługi
wspomnianego już szczytu. Powoli dojeżdżając na miejsce, trochę zaczęliśmy
się obawiać tego, czy będą klubowicze z Gdańska i Rzeszowa z którymi
to uzgodniliśmy nasze wcześniejsze – piątkowe spotkanie.
Wjeżdżając na parking w Kiełbikowej Strzesze, już z daleka
widzieliśmy trzydrzwiową Zastavke Marka co wzbudziło naszą radość.
Po powitaniu i zamianie kilku słów, na horyzoncie dostrzegliśmy czerwoną
Zastavę Szymona. Tak więc były już trzy samochody ale wciąż brakowało
czwartego, od Eli i Denata którzy wyruszyli z Gdańska wraz z Markiem.
Niebawem jednak i Oni się zjawili, zobaczyliśmy wtedy na własne oczy
ich świetnie odrestaurowaną Zastavę 1100p, którą sprzed roku pamiętaliśmy
jako samochód naruszony przez ząb czasu a odnowioną mogliśmy podziwiać
jedynie w klubowej galerii.
Tak więc był nas już komplet i mogliśmy przystąpić do
rozbijania namiotów i rozpalania ogniska. Piątkowy wieczór przy ognisku
bardzo zapadł nam w pamięć, jak zresztą i reszta następnych, wspólnych
klubowych wieczorów spędzonych przy ognisku. Miła atmosfera, rozmowy,
smażenie kiełbasek a w tle Zastavki – cóż można chcieć więcej.
W tak miłej atmosferze szybko straciliśmy poczucie czasu i niestety nie
wiemy czy Unia Europejska zastała nas siedzących przy ognisku czy może
śpiących w namiotach. Tak czy inaczej to historyczne wydarzenie dla
naszego kraju zbiegło się w czasie z naszym siódmym majowym ogólnopolskim
zlotem.
Noc była zimna, a o poranku obudził nas przepiękny śpiew ptaków.
Po porannym śniadaniu wspólnie przystąpiliśmy do omawiania szczegółów
dotyczących organizacji zlotu. Oficjalne otwarcie zlotu wyznaczone było
na godzinę 12:00, tak więc mieliśmy jeszcze trochę czasu by przygotować
trasę konkursowego slalomu.
Kiedy już zbliżała się godzina dwunasta, nasze przygotowania były
zakończone a my byliśmy gotowi do wyjazdu na wyznaczone miejsce
spotkania tj. parking w Borkach. Z daleka widać było już kilka przybyłych
Zastav a wśród nich też 750-tki. Były oczywiście powitania, wspólne
rozmowy oraz podziwianie przybyłych na zlot samochodów. Tuż przed
godziną 13:00 byli już praktycznie wszyscy zdeklarowani klubowicze.
Niebawem zaczęła formować
się kolumna złożona z Zastav 750, następnie Mediteran, „pięciodrzwiowych”,
Yugo oraz na końcu pojazdy innych marek goszczące na zlocie. Widok
podobnież jak w zeszłym roku był niesamowity, kolumna złożona z chyba
dwudziestukilku samochodów przejeżdżała okolicznymi drogami do miejsca
docelowego – Kiełbikowa Strzecha, wzbudzając przy tym
zainteresowanie i uśmiechy mieszkańców. Dreszczyk emocji i „gęsia
skórka” były chyba nieodłącznym towarzyszem tego przejazdu.
Po przybyciu na kamping, zaczęliśmy ustawiać nasze samochody do
pamiątkowego zdjęcia. Widok rewelacyjny, naście Zastav obok siebie, lśniących
i błyszczących. Po zakończonych pamiątkowych zdjęciach, odczytany
został plan imprez na ten oraz kolejne dni jak też słowo,
założyciela klubu. Następnie wszyscy przybyli klubowicze
zaproszeni zostali przez pana Huberta, który obchodził swoje urodziny na
poczęstunek. Był oczywiście toast, sto lat, ciasto, życzenia – słowem
niczego nie brakowało a i wszyscy byli miło zaskoczeni. Kiedy uroczystości
dobiegły końca, chętni klubowicze zaczęli zgłaszać swą obecność w
konkursach sprawnościowych. Pierwsza konkurencja polegała na
przejechaniu wyznaczonej trasy z zasłoniętymi oczyma, druga natomiast,
to przejechanie tej samej trasy w jak najkrótszym czasie. W sumie na
starcie stanęło dziesięć załóg. Konkurs wzbudził wśród reszty
klubowiczów spore emocje, szczególnie jazda na czas, ponieważ co lepsi
kierowcy pokazywali umiejętności swoich często podrasowanych pojazdów.
Towarzyszyły temu często efektowne stary i spektakularne wchodzenia w
zakręty.
Po zakończonej rywalizacji jury udało się na naradę a część
chętnych zlotowiczów po drewno do pobliskiego lasu na wieczorne ognisko.
Co niektórzy jeszcze, wymieniali się zdobytymi doświadczeniami i
cennymi radami. Jako że robiło się coraz chłodniej i zbliżała się
noc, wkrótce zapłonęło ognisko.
Niedzielny poranek przywitał nas słońcem i dobrym samopoczuciem.
Po śniadaniu była jeszcze wolna chwilka którą co niektórzy
wykorzystywali na wymianę doświadczeń i przygotowania do konkursu którego
pierwsza część polegała na rozpoznaniu
(z zamkniętymi oczyma) części samochodowych a druga, wiedzy
teoretyczno – praktycznej. Konkurs naprawdę fajny.
Wkrótce potem, chętni klubowicze zgłaszali swoją obecność na
wycieczkę krajoznawczą okolicami Tomaszowa Mazowieckiego. Naszym pilotem
został Konrad który dobrze znał te okolice. Pierwszym punktem naszej
wycieczki były groty Nadgórzyckie, są to malownicze pieczary powstałe
w XVII w. w wyniku podziemnej eksploatacji piasku i piaskowca kwarcowego.
Kolejnym celem naszej wyprawy były „Niebieskie Źródła” i
skansen rzeki Pilica. Pierwsze wzmianki pisane o „Niebieskich źródłach”
– nazywanych w przeszłości także „Modrym stokiem”,
„Modrymi Wodami”, „Źródłem Niebieskim”,
„Błękitną Wodą”, „Jeziorem Błękitnym”,
„Kolorowymi Źródłami” i „Błękitnymi Źródłami”
– pochodzą z połowy XVIII w. Wtedy to u ujścia źródeł stał młyn,
do którego potem dobudowano karczmę, nazwaną od nazwiska młynarza
„Utratą”. Źródlany młyn istniał do września 1939 roku.
Źródła te od dawna uważano za cud natury. Sławiono ich piękno
w legendzie i poezji. Urodę „Niebieskich Źródeł” podziwiało
i opisywało wielu znanych podróżników i wybitnych badaczy przyrody. Gościli
tu również władcy i dostojnicy, a wśród nich Car Mikołaj II. Wodzie
z tych źródeł przypisywano także właściwości lecznicze. Na początku
XX w projektowano tutaj urządzić leczniczy kurort. W tym czasie mieszkańcy
pobliskiej Brzustówki zajęli się zarobkowym czerpaniem wody z
„Niebieskich Źródeł”, w którą zaopatrywali znaczną część
Tomaszowa Mazowieckiego. Źródlani woziwodowie posługiwali się
drewnianym żurawiem (później ręczną pompą) oraz konnymi
beczkowozami. Jednocześnie planowano wykorzystanie „Niebieskich Źródeł”
dla zaopatrzenia w wodę mieszkańców Łodzi. Projekt opracowany w
1909 roku przez angielskiego inżyniera Williama H. Lindleya, zakładał
m.in. wywiercenie studni głębinowych bezpośrednio przy wywierzysku źródeł.
Ostatecznie projekt ten zrealizowano ( w zmodyfikowanej formie) w 1955r
poprzez zbudowanie obok „Niebieskich Źródeł” ujęcia wody
pitnej, czerpanej dla Łodzi z rzeki Pilicy.
W latach 30-tych władze Tomaszowa Maz. podjęły
próbę przekształcenia „Niebieskich Źródeł” w park
turystyczno przyrodniczy. W tym celu usypano groblę i wykopano sztuczne
kanały, oddzielające trzy duże wyspy. Prace te przerwał wybuch II
wojny światowej. Niemieccy okupanci zamierzali urządzić
na „Niebieskich Źródłach” ośrodek wypoczynkowy dla żołnierzy urlopowych z frontu budując m.in. pomost
widokowy nad wywierzyskiem oraz drewniane kładki. Przygotowując się do
obrony przed ofensywą armii czerwonej na lini Pilicy, Niemcy wycieli
znaczną część drzewostanu „Niebieskich Źródeł”.
W wyniku usilnych zabiegów łódzkich i tomaszowskich miłośników
przyrody w 1954 r rozebrano pomost i kładki, likwidując tym samym dostęp
na wyspy z korzyścią dla źródlanej flory i fauny. Starania te
doprowadziły również do włączenia w 1959r „Niebieskich Źródeł”
do Tomaszowa Mazowieckiego w wyniku korekty granic ówczesnych województw:
Kieleckiego i Łódzkiego. Ukoronowaniem tych starań było formalne
utworzenie w 1961r Rezerwatu Przyrody „Niebieskie Źródła”,
co zaowocowało większą troską i dbałością o to piękne i unikatowe
w skali europejskiej zjawisko przyrodnicze.
Zaraz po drugiej stronie ulicy znajdował się skansen Rzeki Pilicy
który tworzony jest od 1999 roku. Przedsięwzięcie to, realizowane przez
Stowarzyszenie przyjaciół Pilicy i Nadpilicza z Andrzejem Kobalczykiem,
wnikliwym badaczem historii tamtejszych okolic, na czele, i władze samorządowe
ma na celu prowadzenie niecodziennej edukacji historycznej i ekologicznej,
oraz zachowanie pamiątek z przeszłości. Zaczątkiem skansenu jest
zabytkowy młyn wodny przeniesiony z Kuźnicy Żelechowskiej. Ocalał w
ten sposób od zniszczenia, gdyż znajdował się na terenie zalewowym
budowanego zbiornika retencyjnego na dopływie Pilicy - Luciąży. Zachowały
się tym samym cenne pamiątki z historii młynarstwa wodnego w tym
regionie. W młynie możemy obejrzeć dwie maszyny do mielenia mąki i
jedną do mielenia otrębów. Poza tym eksponowanych jest wiele innych
maszyn będących osprzętem. Młyn wykorzystywany jest także jako
miejsce ekspozycji. Znajdują się tam takie wystawy stałe jak
"Dzieje wiejskiej wagi" czy "Pamiątki po dawnej Brzustówce".
Bardzo ciekawe są też bardzo dokładne makiety młynów wodnych znajdujących
się kiedyś w tych okolicach, i mostów na Pilicy na Brzustówce.
Wszystkie wykonał pan Jerzy Sosnowski. Po za tym we młynie odbywają się
inne wystawy czasowe. Na drugim piętrze urządzono "Galerię w
Starym Młynie", gdzie pokazywane są prace tomaszowskich artystów.
W Skansenie zobaczymy także rekonstrukcję statku parowego
"Pilica", pływającego niegdyś po Pilicy. Niedługo dołączy
do niego rekonstrukcja barki rzecznej sprzed II wojny światowej. Razem
stanowić będą urokliwą kawiarenkę. W skansenie znajduje się też
drewniany domek, przeniesiony ze Spały, a pełniący funkcję wygódki
dla carów polujących w spalskiej puszczy. Po za tym tworzony jest tu
dział wojskowy. Już możemy zobaczyć dźwig wojskowy i działo tego
samego typu, których używano w 14 Brygadzie Artylerii, która broniła
Tomaszowa w 1939 roku. Możemy zobaczyć tu też największą obecnie w
Polsce kolekcja kamieni młyńskich, licząca 31 sztuk.
Oba miejsca bardzo nas zaciekawiły, ale chyba najciekawsze było
jeszcze przed nami. następnym punktem naszej wycieczki były poniemieckie
bunkry w Jeleniu. Droga do nich wiodła przez las, wązką drogą na której
z trudem mieściły się nasze Zastavy (przynajmniej te 1100). Już sam
przejazd tą drogą wzbudzał we mnie dreszcze, typowe sosnowe lasy o
piaszczystym podłożu, lekki półmrok lasu ... Te żelbetonowe
konstrukcje wywarły na mnie niesamowite wrażenie, przez ułamek sekundy
poczułem całą grozę II wojny światowej. Kierowani ciekawością
poszliśmy zwiedzać wspomniane bunkry. Niesamowitym dla mnie przeżyciem
było przejście kilkunastu metrów wraz z kilkoma jeszcze klubowiczami
tunelem schronu kolejowego w którym było tak ciemno, że nie było widać
własnych dłoni.
Budowę
zespół schronowego w Jeleniu rozpoczęto w roku 1940. Teren przyszłej
kwatery zajmował ok. 200h. Zespół składa się z tunelu kolejowego,
kompleksu schronów zaplecza technicznego i innych obiektów nieznanego
zastosowania. Schron kolejowy wysoki na ok. 9m i szeroki u podstawy na ok.
15m zbudowany jest na bazie łuku, podobnie jak schron w Stępinie.
Posiada tylko jeden wjazd, jego długość wynosi ok. 350m. W płycie
fundamentowej wyprofilowano zagłębienie szerokości 3m i głębokości
1m, w którym były prowadzone tory kolejowe. Po obu stronach torów
znajdują się perony z wnękami po lewej. Pod peronem ciągnie się wzdłuż
ściany kanał techniczny. Równolegle do peronu po prawej stronie
znajduje się korytarz, w którym znajdowały się pomieszczenia dla załogi
zamykane co kilka metrów pancernymi drzwiami. Ciąg ten posiada wyjścia
na zewnątrz przez "betonowe ganki" zamykane pancernymi
drzwiami. Korytarz ten kończy się w połowie schronu betonową ścianą,
a następnie po paru metrach zaczyna się od nowa (Kilkanaście lat temu
grupa eksploratorów próbowała przebić się przez ścianę lecz bez
rezultatów. Pozostała po nich pamiątka w postaci olbrzymiej dziury z
wystającymi prętami zbrojeniowymi. Próbowano także podkopu pod
schronem w poszukiwaniu zejścia do domniemanych dolnych kondygnacji). Ściana
końcowa schronu zaopatrzona jest w wyjście awaryjne, takie same wyjścia
znajdują się też po lewej stronie. Na całej długości stropodachu
schronu zabetonowane są szyny
i gwintowane na końcach pręty służące do mocowania maskowania. Schron
kolejowy połączony jest poterną z zespołem schronów zaplecza
technicznego. Obiekt ten składa się z pomieszczeń różnego
przeznaczenia oraz komina zbudowanego z wysokiej jakości czerwonej cegły.
Kryły one urządzenia zapewniające zasilanie, ogrzewanie i wentylację
schronu kolejowego. Zespół ten tworzyły dwa żelbetowe schrony z
przyległym zamkniętym zbiornikiem na wodę o cieńszych ścianach, na którym
umieszczono pomieszczenie "administracyjne" z oknami.
Pomieszczenie to przykryte było spadzistym, drewnianym dachem , po którym
zachowały się jeszcze ślady. Zespół schronów zaplecza technicznego
także maskowany był jako budynki mieszkalne posiadające
drewniane, spadziste dachy. Ze schronu technicznego do komina biegną dwa
betonowe przewody doprowadzające spaliny. Poterna łącząca schron
kolejowy ze schronami zaplecza technicznego w chwili obecnej zalana jest
wodą. Myślę, że jest ona taka sama jak w Konewce. Składa się ona z głównego
kanału technicznego o wysokości ok. 1,80m i szerokości ok. 1,5m i dwóch
pomocniczych kanałów obniżających się przy dojściu do schronu
kolejowego i skręcających w lewo i prawo. Biegną one wzdłuż ścian
schronu. Główny kanał techniczny wijąc się w prawo i lewo dochodzi do
kanału technicznego schronu pod lewym peronem. Ostatnim
punktem naszej wyprawy był pałacyk w Ujazdowie. Jednym
z pierwszych właścicieli Ujazdu
znanym
z przekazów historycznych był Piotr Tłuk Strykowski - herbu Jastrzębiec,
który wzniósł w Ujeździe zamek. Pierwsze
wzmianki o Ujeździe pochodzą z końca XIII w., a dokładnie z 1283 roku.
Właścicielami tych ziem byli kolejno Piotr Strykowski, Stanisław
Warszycki, rodzina Piotra Dunina z Prawkowic (1476r.),rodzina Prawdziwców
- Szczawińskich, następnie posiadłość objął w 1636 r. Kasper
Denhoff. Denhoff to jedna z ważniejszych postaci w ówczesnym państwie,
posiadał aż dziewięć starostw, był wojewodą derpskim, a potem
wojewodą sierackim. Postawił dwa pałace: w Kruszynie koło Radomska
oraz w Ujeździe, który stoi do dnia dzisiejszego. Ujazd
posiadał
prawa miejskie
od
1428 roku do 1869 roku.(Odebrane przez ukaz carski - 1 czerwca 1869 roku) Największe
znaczenie gospodarcze dawnego miasta Ujazd przypadało na XV i XVI wiek.
Wtedy najszerzej rozwijał się handel, a wszystko to ze względu na położenie
miejscowości na dość ruchliwym szlaku kupieckim, jak na ówczesne
czasy. Od 1485 roku targi odbywają się naszej miejscowości w każdy
poniedziałek. Dzień targowy zmieniał się na krótkie okresy czasu na
przestrzeni dziejów jeszcze ze dwa razy, ale w konsekwencji dniem tym
pozostaje do dzisiaj poniedziałek. Ostatnim
właścicielem Ujazdu była rodzina hrabiego Tomasza Ostrowskiego,
podskarbiego koronnego i marszałka Sejmu Czteroletniego
od
imienia którego pochodzi założony przez jego syna Antoniego Jana
Ostrowskiego pobliski Tomaszów Mazowiecki. Majątek rodziny Ostrowskich z
pokaźnym areałem dóbr znajdujemy na mapach z początku XIX wieku pod
nazwą: "Państwo Ujezdzkie", które ma własną walutę. W
latach 1812-1945 pałac w Ujeździe był główną rezydencją rodziny
Ostrowskich, a ostatnim panem tych ziem był hrabia Jan Krystian
Ostrowski, który stworzył dookoła swojego pałacu przepiękny park
krajobrazowy. W
1944 roku na mocy Manifestu Lipcowego odebrano majątek ziemski prawowitym
właścicielom, który przeszedł na własność Skarbu Państwa. W
Ujeździe znajduje się 14 hektarowy kompleks parkowo-pałacowy( za czasów
świetności z cennymi gatunkami drzew egzotycznych jak oliwki, platany,
tuje, akacje, etc, etc...) oraz neogotycki pałac powstały po
rekonstrukcji starego w 1812 r.(a częściowo na fundamentach średniowiecznego
zamku),- będący byłą własnością Hrabiego Ostrowskiego – późniejszego
założyciela Tomaszowa Mazowieckiego. I
w tym oto miejscu plan naszej wycieczka się zakończył, został już
tylko powrót na kemping, który też nie obszedł się bez niespodzianek
... Po
dojechaniu na miejsce i małym odpoczynku, zabraliśmy się do
przygotowywania ogniska. Tą część lubiłem najbardziej, smażone kiełbaski,
piwo i rozmowy z klubowiczami ... i noc spędzona w samochodzie. Poniedziałek
powitał nas deszczową aurą, i nieodpartym wrażeniem końca. Pomimo
pochmurnego nieba, wspólnie z kilkoma pozostałymi klubowiczami udaliśmy
się jeszcze na spacer nad malowniczy zalew Sulejowski. Spacer naprawdę
fajny, ciepła, klubowa atmosfera, zupełnie tak jak byśmy się znali już
wieki. Wedle
powiedzenia „wszystko co dobre, szybko się kończy”, tak i to
klubowe spotkanie dobiegło końca. Żegnaliśmy
się wzajemnie a na odjezdne dziewczyny machały białymi chusteczkami, no
i może łezka kręciła się w oku. Do
Katowic wracaliśmy wraz z Marcinem i Dobrochną którzy jechali bialutką
750 –ką. Po drodze mijał nas klub „Uno –
Polska”, chłopaki dawali czadu ... Cała podróż przebiegła bez
żadnych niespodzianek i już pod wieczór byliśmy w domu. Katowice
16.05.2004 Bartek Sikowski |
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie materiałów znajdujących się w tym serwisie bez zgody autora jest zabronione. Serwis najlepiej oglądać przy użyciu przeglądarki Internet Explorer 6.0 lub lepszej. Serwis istnieje od 15 września 2000 roku. Korzystamy ze standardu ISO-8859-2. |